Czy w namingu produktów da się znaleźć granicę pomiędzy akceptowalną oryginalnością, a niesmaczną prowokacją? Dzielimy się opinią na łamach portalu Nowy Marketing.
Nowa linia produktów Shots! sprzedawanych w drogerii Hebe rozgrzała do czerwoności media tradycyjne i społecznościowe.
Sam fakt wejścia na rynek z tak nietypowymi nazwami, jak Siki Weroniki, Passat Sąsiada czy Różowy w Ch! oraz echo, jakie wywołały one zarówno w mediach branżowych, a nawet na portalach, które na co dzień nie zajmują się marketingiem i brandingiem, zwraca uwagę na niezmiernie istotną kwestią. Deficyt oryginalnych, wyróżniających się nazw. Chęć zwrócenia uwagi na markę poprzez samą nietypową nazwę otoczoną podobnymi do siebie / mało oryginalnymi / nijakimi / trudnymi / niezrozumiałymi (*niepotrzebne skreślić) nazwami.
Gdzie zatem leży granica pomiędzy oryginalną, a wulgarną nazwą produktu? Odpowiedzi na to pytanie szukamy w artykule na łamach Nowego Marketingu.
Fot. Hebe.pl
W obecnych czasach ciężko jest wymyślić nazwę, która przyciągnie dużą ilość osób.
Fajny artykuł !
Pomoże nie jednej osobie, która ma problem z znalezieniem nazwy.